Ciemna noc duszy drogą do światła

Każda przeszkoda, przez którą musi przepłynąć pokój, zostaje pokonana w ten sam sposób: lęk, który ją postawił, ustępuje znajdującej się za nią miłości, dzięki czemu lęk znika (Kurs Cudów, rozdział 19, IV, D).

Sytuacja bez wyjścia… Poczucie beznadziejności i niemocy… Wołanie o pomoc lub może ciche łkanie. Oto opis doświadczenia „ciemnej nocy duszy”, czy też osobistego „Ogrójca”… Być może jest ci ono znajome. Każdy dochodzi do tego punktu prędzej czy później. To moment zdruzgotania fałszywej tożsamości. To moment, w którym rozpoznajesz, że nawet twoje najlepsze intencje i szlachetne wysiłki nie mogły dać ci prawdziwego rozwiązania. To moment całkowitej samotności, w której wydaje się, że wszyscy cię opuścili. Nawet Bóg… Wszystko zawiodło. Wołasz o pomoc… Czekasz… I słyszysz kompletną ciszę.

Co zrobisz teraz? Doszedłeś do punktu, który jest potencjalnie najbardziej przełomową chwilą w twoim przebudzeniu. Wszystko zależy od tego, co teraz uczynisz. Czy będziesz próbował rozwiązać swój dylemat, tak jak robiłeś to zawsze do tej pory? Czy uzasadnisz swoją tożsamość w czasie i przestrzeni, znajdując „nowego” partnera, „nową” pracę, „nową” ścieżkę duchową, „nowe” wyobrażenie o sobie? A może będziesz się domagał od Boga, aby uzasadnił twoje wylęknione, małe „ja”? Czy będziesz Mu wygrażał i obwiniał Go za okoliczności, w których się znajdujesz? Czy powiesz Mu, jak Jezus w Ogrójcu: „Zrobiłem wszystko, o co mnie prosiłeś, ale teraz, w tej czarnej godzinie zwątpienia, proszę, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich”? Czy też wreszcie poddasz się i zawołasz, jak Jezus na krzyżu: „Ojcze, w Twoje Ręce oddaję ducha mego!”.

Bóg nie może potwierdzić istnienia czegoś, co nie istnieje. Doskonałość nic nie wie o niedoskonałości. Miłość nie zna lęku. Pełnia jest nieświadoma idei braku. Jedność nie rozpoznaje oddzielenia. Nie dziw się więc, że w odpowiedzi na swoje modlitwy usłyszałeś ciszę… Lub, być może, swój własny głos, który znowu podpowiedział ci, jak radzić sobie w świecie oddzielenia. A może…

…po raz pierwszy w swoim życiu zatrzymałeś się? Po raz pierwszy w swoim życiu nie próbowałeś znaleźć wyjścia z sytuacji. Nie starałeś się przezwyciężać lęku. Nie usiłowałeś wydostać się z czarnej dziury… Po prostu stanąłeś w chwili całkowitego przerażenia i nie próbowałeś go zakończyć, złagodzić, zatuszować, zatrzymać. Po prostu byłeś… Zamiast urzeczywistniać lęk poprzez swoją obronę, zamiast postrzegać go jako coś obiektywnego na zewnątrz ciebie, na jedną chwilę stałeś się IDEĄ LĘKU. Przez jedną chwilę byłeś lękiem samym w sobie… W tymże jednak momencie lęk zniknął… Dlaczego? Ponieważ przestałeś podtrzymywać złudzenie cielesnej tożsamości, która czegoś się boi. Odkryłeś, że tego, co się boi, tak naprawdę nie ma. Odkryłeś, że temu, co rzeczywiste, nie można zagrozić, i że to, co nierzeczywiste, nie istnieje (Kurs Cudów, Wprowadzenie). Odkryłeś pokój Boży.

Co za ulga! Doświadczyłeś cudu załamania się czasu i przestrzeni. To właśnie była kwantowa chwila światła w samym środku ciemności. I ciemność zniknęła… Oddzielona tożsamość odeszła w niepamięć – w nicość, z której przyszła… Doświadczyłeś, że nigdy cię tu nie było, ponieważ nie ma takiego miejsca, jak ten świat… Spotkałeś swego Stwórcę, swoje Źródło, swoją Miłość. Spotkałeś Siebie…

I oto jesteś, wolny… Jeśli nawet jeszcze na chwilę wróciłeś do świata, to nie wywiera on na ciebie dłużej żadnego wpływu. Nie dajesz się już oszukiwać pozorom rzeczywistości problemu. Wiesz, że sam wytworzyłeś świat, i że nie jest on prawdziwy. Tak samo jak nieprawdziwy jest jego twórca, czyli ty. Rozpoznajesz jedynego Stwórcę wszystkiego, co jest, nieograniczone Źródło nieskończoności, które nie ma nic wspólnego z tym światem. Stoisz w świetle w samym środku swojego snu. Wiesz, że śnisz i że w każdej chwili możesz się obudzić – kiedy tylko zechcesz. Nic więc nie może zniszczyć twojego spokoju, bo już przed niczym się nie bronisz. Niczego nie naprawiasz. Do niczego nie dążysz. Niczego nie próbujesz zmienić. Niczym nie wypełniasz pustego miejsca w swoim umyśle. Ale jesteś nieustannie wypełniany… Boskim oddechem czystego stwarzania…